sobota, 8 października 2011

U.D.O - No Limits (1998)

Po reaktywacji UDO oczekiwałem tylko jednego, a mianowicie albumu na miarę „Faceless World” czy tez „Timebomb” i tak na dobrą sprawę żaden z albumów wydanych po reaktywacji nie zaspokoił moich wymagań w pełni. Szukając analogi między poszczególnymi albumami, to tylko jeden krążek w kilku aspektach nawiązuje do słynnego „Timebomb”. Tym krążkiem jest drugi album wydany po reaktywacji zespołu, a mianowicie „No limits”. Już patrząc na okładkę można dostrzec kilka nawiązań do tamtej okładki. Taka sama paleta kolorów, podobny nastrój. Jednak trzeba podkreślić, że autorem okładki jest nie Andreas Marschall, a Jan Meininghaus. Pod względem klimatu też można doszukać się powiązań. Jest podobna nutka tajemniczości, którą dało się wyczuć na tamtym albumie, jest też podobna konstrukcja i brzmienie. Jednak co najważniejsze, można znaleźć kilka analogicznych rozwiązań w przypadku zawartości albumu. Zastosowano podobny zabieg jak na „Timebomb” a mianowicie otwarcie albumu instrumentalnym intrem. „The Gate” wiele nie ustępuje „The Gutter”. Również pomysł na następną kompozycję został w podobny sposób opracowany. Czyli tak jak w przypadku „Metal Eater” tak w „Freelance Man” mamy dynamiczny utwór, w którym postawiono na pędzącą sekcję rytmiczną, na szybkie i melodyjne partie gitarowe, które są tutaj bardziej urozmaicone niż na poprzednim albumie. Na „Timebomb” mógłby się spokojnie znaleźć jeszcze przebojowy „Raise the Crown”, rozpędzony „One step to Fate”, który jest jednym z ostrzejszych utworów jakie UDO nagrał po reaktywacji. Rozpatrując „No limits” w kategoriach kwestii analogicznych do „Timebomb” nie można przemilczeć też najdłuższego i zarazem najlepszego na albumie utworu, a mianowicie „With A Vengeance”, w którym nawiązano do „Overload” czy też „Metal Maniac Mastermind”. To właśnie ten utwór zdobi najciekawszy główny motyw, który później ACCEPT wykorzystał na albumie „Blood Of The Nations”. Jeśli już mowa o najlepszych utworach to nie można zapomnieć o hymnowym „No limits”, w którym można się doszukać hard rockowych patentów. Skoro już jesteśmy przy hard rocka, to nie w sposób pominąć „Backstreet Loner”, który stylistycznie przypomina album „Faceless World”. Niestety znalazły się też kawałki typowe dla tego zespołu i właściwie taki „Rated X” czy „Manhunt” poza chwytliwym refrenem niczym się nie wyróżniają. Jednak to nie te kompozycje przesądzają o ostatecznym efekcie tego albumu, a trzy ostatnie kompozycje które reprezentują grupę coverów. Jest wśród nich cover SUPERMAX„Lovemachine” czy tez zagrany na nowo utwór ACCEPT, czyli „I'm Rebel”.

Największą bolączką tego albumu jest to, że wrzucono tu kilka typowych wypełniaczy, które potrafią zepsuć ostateczny wydźwięk. Jest sporo dobrego heavy metalu, który nawiązuje do najlepszego albumu UDO, a mianowicie „Timebomb”. Pod tym względem album sporo zyskuje i szkoda tylko, że luki między porządnymi kompozycjami zapchano średnimi utworami. „No Limits” jest albumem solidniejszym od poprzedniego, ale to nie oznacza że jest genialny.
Warto dodać że to już ostatni album dla perkusisty Stefana Schwarzmana i dla Jurgena Grafa. Jednak jakoś to nie wpłynie na styl, czy poziom muzyki prezentowanej przez byłego wokalistę ACCEPT. UDO zawsze będzie UDO, czy to się komuś podoba czy nie. Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz