środa, 16 lipca 2014

DI' ANNO - Di' Anno (1984)

Wychowałem się na głosie Paula Di Anno i jego wyczynach na pierwszych płytach Iron Maiden. Gdy po raz pierwszy usłyszałem jego głos, to urzekł mnie pazur i nieco punkowy styl jego śpiewania. W skrócie wokalista charyzmatyczny i jedyny w swoim rodzaju. „Killers” to ostatni album z Iron Maiden i potem przez cały czas Paul szukał swojego miejsca na rynku muzycznym tworząc różnego rodzaju zespoły, ale nigdzie nie został na dłużej i na zawsze pozostał więźniem dwóch pierwszych płyt Iron Maiden, jako jego największe osiągnięcie. Nic dziwnego, że dla wielu Paul jest kojarzony tylko z tym zespołem, bo dla wielu słuchaczy kolejne etapy jego twórczości są karygodne. No cóż chciałbym was zabrać na wycieczkę po jego twórczości. A pierwszym etapem jego kariery był zespół o nazwie Di' Anno. Kapela powstała w roku 1983 i nagrała w sumie dwa albumy studyjne. Każdy z nich jest inny, bowiem „Nomad” to bardziej heavy metalowy krążek, zaś debiutancki zatytułowany po prostu „Di Anno” jest bardziej hard rockowy. Nie jest to coś na miarę płyt żelaznej dziewicy, ale od tego zaczyna się kariera solowa jednego z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów metalowej.

Każdy fan Iron Maiden wyczekiwał pewnie albumu, który będzie kontynuacją stylu wypracowanego na płytach „Iron Maiden” czy „Killers”. Większość słuchaczy sięgnęła po ten album z nadzieją, że usłyszą mieszankę heavy metalu i NWOBHM, z nieco punkowym zacięciem za sprawą wokalu Paula. No cóż zespół Di'Anno to zupełnie inna bajka. Nie jest to klon Iron Maiden, ba jest to zespół grający zupełnie inny rodzaj muzyki. To co zdominowało styl Di' Anno to hard rock, pop -rock czy AOR. Gdzieś tam, w tym wszystkim jest nutka heavy metalu, jednak łagodne brzmienie, klimatyczne klawisze, które budują miły nastrój czy w końcu spokojne i ciepłe riffy dają nam jasno do zrozumienia, że jest to album stricte hard rockowy. Nie sądziłem, że Paul odnajdzie się w takim graniu, a jednak jego głos nie kolidują z warstwą instrumentalną. Na płycie słychać coś z Dokken, Def Leppard, czy Foreigner, a to tylko pierwsze lepsze skojarzenia, bowiem tutaj Di ' Anno nie poprzestał na jednej inspiracji. „Flaming Heart” brzmi jak utwór wzorowany na twórczości Demon. Nie jest to Iron Maiden, nie jest to heavy metal, ale wiecie co? Podoba mi się kierunek muzyczny jaki obrał były wokalista żelaznej dziewicy, choć wielu była temu przeciwna. Pokazał, że jest elastycznym i dojrzałym śpiewakiem, który odnajduje się w łagodniejszym graniu. Drugim hitem na płycie jest „Heart User” i to jest taka mieszanka Rainbow, Krokus i Foreigner. Każdy kto lubi takie lekkie, hard rockowe granie będzie w pełni zadowolony. Gitarzyści Slater i Ward nie udzielają się za wiele, momentami ma się wrażenie że są mniej ważni aniżeli klawiszowiec. Jak się już pojawiają, to starają się postawić na rytmiczność, lekki, ciepły klimat oraz finezyjność rodem z twórczości Ritchiego Blackmore'a. Takie odczucia mam jak słucham „The Runner” czy „The Razor Edge”. Odrobina Def Leppard wdziera się w „Lady Heartbreak”. Całość z kolei zamyka nieco szybszy „The Road Rat”. To wszystko tylko potwierdza, że materiał jest w miarę urozmaicony, ale nie ma to wpływu na jakość prezentowanej muzyki.

Pierwszy solowy album byłego wokalisty Iron Maiden, to może rozczarowanie dla fanów żelaznej dziewicy, NWOBHM czy heavy metalu, ale z pewnością miłe zaskoczenie dla fanów hard rocka czy AOR. Ciepły partie gitarowe, lekki klimat, a także dobre kompozycje czynią ten album solidnym i wartym uwagi. Dalekie to od geniuszu, ale z pewnością nie przynosi wstydu Paulowi Di Anno, całkiem dobrze zaczął swoją karierę. Jednak po tym albumie Di Anno znów zmienił zespół i znów musiał szukać swojego miejsca na rynku muzycznym.

Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz