czwartek, 14 września 2017

ALDARIA - Land of Light (2017)



Metalowe opery to zazwyczaj dzieło jednej osoby i to ona zazwyczaj jest mózgiem całej operacji. To właśnie jedna osoba decyduje o doborze gości, o warstwie instrumentalnej czy lirycznej. Tak było w przypadku Avantasia, która jest prowadzona przez Tobiasa Sammeta, tak było z Avalon spod ręki Timo Tolkkiego czy metalowej opery Mariusa Danielsena. Każdy z tych projektów cieszył się sporym zainteresowaniem i przyciągnął rzeszy fanów i po dzień dzisiejszy często wraca się do płyt tych zespołów. W tym roku również nie mogło zabraknąć płyty tego typu. Gitarzysta Forde Hovds stworzył swoją metalową operą i nazwał ją Aldaria. Debiutancki album "Land of Light" to kwintesencja power metalu i melodyjnego metalu. Każdy kto kocha stare płyty Avantasia czy debiut Mariusa Danielsena, ten z pewnością doceni dojrzałość i kunszty Aldaria.

W przypadku takich płyt nie ma miejsca dla wpadki czy nie dopracowanych elementów, dlatego też nie dziwi klimatyczna i kolorystyczna okładka, czy też soczyste brzmienie z górnej półki. Co może budzić podziw to bez wątpienia lista gości jaką udało się zebrać. Znajdziemy tutaj Rolanda Grapowa, Uli Kuscha, Yannisa Papadopoulosa, Mariusa Danielsena, Fabio Lione, Ricka Altzi, czy Todda Micheala Halla. Jednak same wielkie nazwiska to nie wszystko, bowiem trzeba umieć jeszcze stworzyć ciekawe i wciągające kompozycje, które będą spójne i idealnie współgrać z tymi świetnymi głosami. Frode dał niezły popis swoich umiejętności, bowiem jest tutaj miejsce dla power metalu, dla epickości, licznych przejść i urozmaiceń. Dzieje się sporo, ale nie jest to chaos, lecz artystyczny porządek. Przypominają się kultowe płyty power metalu, a to tylko podkreśla jakość tej płyty.  "Excitare and Lucem" to klimatyczne intro, które idealnie wprowadza słuchacza w świat Aldaria. Prawdziwa jazda zaczyna się wraz z "Another Life", który imponuje soczystym riffem, power metalową dynamiką i duetem Ricka Altziego i Todda Micheala Halla. Yannis pojawia się w marszowym i nieco progresywnym "Guardians of the light", który idealnie nawiązuje do twórczości Wardrum. Kolejny świetny dowód, że jest tutaj bardzo klasyczny materiał, który imponuje pomysłowością i wykonaniem. Nie mogło zabraknąć wciągającej i pełnej emocji ballady i "Sands of Time" jest po prostu uroczy. Roland Grapow i Pellek dają czadu w przebojowym "Lost in darkness below", który nie dość, że porywa szybkością i dynamiką, to imponuje symfonicznymi smaczkami. Echa Helloween czy Edguy można usłyszeć w melodyjnym i energicznym "Test of Time" i tak zespół nie zwalnia ani nie obniża lotów, mimo że połowa płyty za nami. Drugim wolnym kawałkiem jest "trail of tears", który zabiera nas w rejony Gamma Ray, czy Queen. Końcówka płyty nie ustępuje pierwszej części, bo i tutaj sporo się dzieje. Mamy coś dla fanów Timelesse Miracle czyli "From the Ashes" czy "Where reality ends". Jest też coś dla maniaków Freedom Call czy Edguy i tutaj mowa o charakterystycznym "Answers in Dream". Było też do przewidzenia, że na koniec Fredo zaserwuje nam epickiego kolosa i trzeba przyznać, że tytułowy "Land of light" to taka wisienka na torcie. To utwór pełen ciekawych melodii, licznych przejść i urozmaiceń. Do tego melodyjne solówki, przebojowy refren. Skojarzenia z Gamma Ray czy Hellowen są jak najbardziej na miejscu.


Nie ma co narzekać na wtórność, na oklepane patenty, bowiem nie to jest tutaj istotne. Ważne jest to co słyszymy, a słychać tutaj dopracowany materiał, który kipi energią i nie ma mowy o wałkowaniu jednego motywu. Ciekawi goście urozmaicają nam dodatkowo muzykę zawartą na "Land of light". Ta płyta to hołd dla power metalu i jego złotego okresu czyli lat 90. Fani Avantasia, Helloween, czy Gamma Ray będą w pełni zadowoleni. Jest w końcu konkurencja dla Mariusa Danielsena.

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz