środa, 14 lutego 2018

OZ - Transtion State (2017)

Zmiany personalne mogą być zwiastunem czegoś złego w zespole, a czasami może wprowadzić ożywienie do kapeli i wnieść powiew świeżości. Kultowy fiński band o nazwie Oz przeżył nie tak dawno bo w 2010 reaktywację i powrót po latach, żeby potem ulec rozpadowi. Perkusista Mark Ruffneck postanowił dalej tworzyć i grać z Oz. Zebrał nowy skład i nagrał z nowymi muzykami nowy album w postaci "Transition State". Oz kontynuuje swoją przygodę z klasycznym heavy metalem i rozwija patenty, które wypracował jeszcze w latach 80. Piękne jest to, że lata lecą, ludzie w zespole się zmieniają, a Oz dalej gra na wysokim poziomie i wciąż nas zaskakuje. Mroczna i prosta okładka robi smaka na zawartość, która jest idealnie wyważona. Nutka szaleństwa, sporo ostrych riffów, dynamika i masa chwytliwych przebojów. Brzmienie jest takie zadziorne i wzorowane na latach 80, przez co album brzmi oldschoolowo i tak klasycznie. Vince Kojvula świetnie sprawdza się w roli wokalisty. Brzmi jakby był w zespole od dawna i do tego jego specyficzna charyzma, która współgra z klimatem lat 80. Warto też wspomnieć o Johnym i Juzzym, którzy dwoją się i troją by zabawić słuchacza. Miło się słucha ich pojedynków na solówki. Nie brakuje hard rockowych patentów co pokazuje otwierający "Bon Crusher" czy energiczny "Restless". Dalej mamy kolejny hit w postaci "Heart of the beast", który trąci mocno WASP. Echa NWOBHM mamy w prostym "drag you to hell". Na płycie roi sie od mocnych, prawdziwych heavy metalowych killerów i agresywny "The witch" to potwierdza. Nie zabrakło też spokojnej ballady i w tej roli sprawdza się klimatyczny "The Mountain". Całość zamyka marszowy "We'll never die". Wszystko potwierdza, że nowy Oz jest wysokiej klasy. Płyta wyrównana, dynamiczna i klasyczna. Warto znać!

Ocena:8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz